czwartek, 11 lutego 2016

KSIĄŻKA: Cięta kpina, czyli Krzysztof Varga i jego "Setka" (wyd. Wielka Litera)





Moja radość z odkrycia, że moim zdaniem najlepszy felietonista kulturalny wydaje zbiór swoich tekstów, była tym większa, że premiera rzeczonego zbioru odbyła się już następnego dnia. Wiedziona więc literackim pragnieniem, udałam się niezwłocznie do księgarni, w której wybór felietonów Krzysztofa Vargi o znamiennym tytule Setka zakupiłam, z uśmiechem wspominając swoje zachwyty przy cotygodniowych wynurzeniach autora, których doznawałam podczas uważnej lektury Dużego Formatu. I oto, proszę Państwa, okazuje się, że zbiór felietonów (równiutko stu, specjalnie jeszcze dwukrotnie przeliczyłam) jest jeszcze lepszą lekturą niż felietony pojedyncze. Dlaczego?

 



Na początek jednak, nim do bardziej recenzenckich wniosków przejdę, nadmienię rzecz jedną: jest Varga erudytą, bibliofilem i kinomanem o zdecydowanych poglądach i wewnętrznej potrzebie piętnowania wszystkiego, co głupie, nielogiczne, fanatyczne - co jest wymarzonym wręcz opisem dla felietonisty. Sam autor pisze (co na stylowej okładce można przeczytać) tak: [...] felietonistyka jest zajęciem dla autorów szczycących się ponadnormatywnym poziomem złego charakteru, niesympatyczności i zgorzknienia. Ten, kto ma dobry charakter, przyjazne usposobienie i prawdziwie chrześcijańską miłość bliźniego, od pisania felietonów trzymać się powinien z daleka. I jest to chyba najlepsze podsumowanie całego tomu, jakie można napisać - felietonów często zjadliwych, ironicznych, nierzadko też krwiożerczych. Owszem, zdarzają się też tu nieliczne peany (najbardziej do gustu przypadł mi ten na temat Bogów, filmu o Zbigniewie Relidze), ale stanowcza większość to prześmiewcza forma mimo wszystko idealistycznej walki z rzeczywistością.


A ma Varga z czym walczyć, oj, ma. I z jednej strony chłonę każde słowo Mistrza niczym prawdę objawioną, bo styl Vargi jest najwyższej klasy, a z jego przemyśleń wypływają erudycja i zdolność do rzeczywistego, logicznego uzasadniania swoich poglądów, a z drugiej jakoś tak dziwi mnie, że pisarz ma siłę, by wciąż od nowa zagłębiać się w bełkot polityków czy publicystów prawicowych, ewentualnie w bełkot kościelnych dygnitarzy (i owszem, jest wielu przedstawicieli Kościoła, którzy mają coś rozsądnego i konkretnego do powiedzenia, ale to temat na osobny tekst), które to bełkoty nierzadko paplaniną są niemożebnie męczącą i nielogiczną. Ja, gdy tylko słyszę słowa Michalik, gender to nazizm (na który to temat udało mi się raz usłyszeć kazanie - takie prawdziwe, w kościele, z księdzem; nie polecam nikomu), to był zamach, Trybunał Konstytucyjny jest instytucją nikomu niepotrzebną albo feministki powinny sobie znaleźć facetów, uciekam od tematu, bo już - w wieku lat powiedzmy dwudziestu - nie mam siły się denerwować ludzką głupotą, która istniała zawsze, istnieje obecnie i istnieć będzie. Jednak nieustająca pogoń Vargi za absurdem ma w sobie coś, co magnetycznie mnie przyciąga, i co sprawia, że przeczytałam całą setkę artykułów w dwa dni (to jest pięćset stron!), i co sprawi, że przeczytam ją jeszcze raz, tym razem każdy felieton po kolei.


Momentami jest ostro, ale czyż nie tego oczekujemy od felietonisty? Chcemy, by zabrał nas w świat swoich prześmiewczych przemyśleń, by kpił z ludzi, żebyśmy mogli się z nim zgodzić i mu potakiwać, i z nich się śmiać. I żeby też - jakby nie patrzeć - prowokował nas do myślenia. A to się akurat Vardze udaje idealnie, szczególnie że jednocześnie autor pokazuje nam, ile my tak naprawdę mało wiemy, i ile jeszcze przed nami. Bo wiecie co? Nie przeczytałam jeszcze nawet 20% światowej literatury, którą powinnam przeczytać, aby móc z Vargą chociaż porozmawiać. Za bardzo nie znam Hłaski, Cortazara tak samo - ba!, ja, zniechęcona i znużona Krzyżakami, nie przeczytałam jeszcze Trylogii Sienkiewicza. Lektura felietonów jednak zrobiła ze mną to, co powinien zrobić każdy ciekawy tekst - zachęciła mnie do pogłębienia swojej wiedzy, do nadrobienia zaległości. I chociaż pod nosem mruczę, że bardzo trudno musi być przyjaciołom Vargi oglądać z nim jakikolwiek film, bo autor od razu wyłapuje wszelkie idiotyzmy i nieścisłości, już wyciągnęłam z szafy bardzo dużo klasyki. A o to chyba chodzi, czyż nie?
 
 

Jeszcze raz podkreślę także genialny styl autora - piękne, długie, ale świetnie się czytające zdania, i bardzo duży ładunek emocjonalny tekstów sprawia, że całą setkę można przeczytać w bardzo krótkim czasie. Cieszy mnie też bardzo dopracowane wydanie książki, w której przez całą lekturę znalazłam jedynie dwie literówki (co, jak na pięciusetstronicowe dzieło, jest wynikiem bardzo dobrym), i która ma bardzo pomysłową okładkę.

Idę więc się douczać, i czekać niecierpliwie na kolejny Duży Format, a najlepiej - na kolejny zbiór felietonów autora (choć najpierw chyba wezmę się za zbiór wydany parę lat temu). Może do czterdziestki uda mi się zdobyć trochę więcej wiedzy, niż mam teraz;-)





2 komentarze:

  1. właśnie zakupiłam! dzięki za recenzję :) również jestem fanką Vargi i jego prześmiewczego stylu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę! Ostatnio zaczęłam go zgłębiać i okazuje się, że wydał już kilkanaście książek! Cóż - widać nie tylko felietony mu w głowie;-)

      Usuń