wtorek, 9 lutego 2016

KSIĄŻKA: Drogocenne kilka złotych. Wypad do Taniej Książki, czyli Borisa Akunina "Czarne Miasto" (wyd. Świat Książki)






Dostawanie prezentów w formie pieniężnej niesie ze sobą konieczność tychże pieniędzy wcześniejszej lub późniejszej zamiany w wybrany przedmiot. Po wszelkich imieninach czy urodzinach, a z rzadka także bez większej okazji, udaję się dziarskim krokiem ku sercu mego ukochanego miasta, w którym już czeka na mnie miejsce przeznaczone do wydawania pieniędzy. Innymi słowy, idę do sklepu. A dokładniej - do Taniej Książki na Świdnickiej. Wychodzę po godzinie lub więcej, zawsze z uśmiechem na twarzy i nieco lżejszym portfelem. Ale kto by myślał o jedzeniu czy innych błahostkach, gdy można kupować książki? (Szczególnie że w Dedalusie można trafić przeceny w rodzaju z 40 złotych na 15).

W ten swój zwyczajny sposób trafiłam na książkę, która mnie porwała i zachęciła do dalszego zagłębienia się w jej świat - jest ona bowiem częścią cyklu, który ma aż 15 (!) części (i już zaczęłam kompletować całą serię). Panie i Panowie, przedstawiam Czarne Miasto Borisa Akunina!




Na początek powiem, że Czarne Miasto to jedna z tych książek, które są czymś więcej niż tylko reprezentantem swojego gatunku. Na pierwszy rzut oka bowiem powieść Akunina - zwłaszcza gdy autora kojarzy się jedynie mgliście, jak to działo się w moim przypadku - wydaje się po prostu historią detektywistyczną, jakich było już w naszym czytelniczym życiu wiele, dużo i jeszcze trochę. Wrażenie to jednak zmienia się już po kilkunastu stronach, gdy spostrzegamy, że autor nie chce nam dać kolejnej obfitującej w intrygi i różne wybuchowe wydarzenia historyjki, tylko kawał literackiego, soczystego stylem i treścią mięcha. 

Zaczyna się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie rośnie - główny bohater, detektyw Erast Fandorin, już na pierwszej stronie otrzymuje prośbę o pomoc od carskiego urzędnika (wspomniałam już, że rzecz dzieje się w carskiej Rosji?). Car jest w niebezpieczeństwie, tylko Fandorin może pomóc, jedźmy, panie Fandorin, jedźmy! Erast wyrusza więc do rezydencji cara, w której ma odbyć się zamach na władcę. Wydarzenia jednak toczą się inaczej, a przestępca czmycha - detektyw zaczyna więc pościg, który zawiedzie go przez pustynię, ekskluzywne rezydencje i ropowe serce imperium.


I mimo że książka ma 421 stron, pochłonąć ją można w jeden dzień. Cały czas coś się w Czarnym mieście dzieje, głowa głównego detektywa usilnie pracuje, napięcie wciąż buzuje, a co jakiś czas pojawia się zwrot akcji z gatunku tych nie do przewidzenia. Te cechy sprawiają, że Miasto jest bardzo dobrym kryminałem czy też kryminałothrillerem, który polecić mogę z czystym sumieniem każdemu, kto w takowej literaturze się zaczytuje. Książka jednak ma także cechy wysoko ponad przeciętny poziom kryminałów ją wynoszące - a najważniejszą z nich jest erudycja autora. Erudycja, którą widać w przemycanych chyłkiem rozważaniach Akunina na temat klasyki literatury czy też we wszystkich fragmentach związanych z Japonią - mówiących o japońskich sztukach i sposobach walki, zwyczajach, tradycjach obywateli tego kraju. (Akunin jest bowiem obok bycia pisarzem również wybitnym tłumaczem literatury japońskiej, a więc po prostu wie, o czym mówi, i dobrze - nienachalnie - wykorzystuje to w swojej powieści). Wiedza autora połączona z umieszczeniem akcji w takich, a nie innych czasach oraz w raczej egzotycznym dla przeciętnego Polaka miejscu sprawia, że po lekturze Czarnego miasta w głowie zostanie nam coś poza ramowym planem ekscytujących wydarzeń. (I poza wyklinaniem autora za zakończenie, które należy do tych najciekawszych możliwych do stworzenia, ale jednocześnie niesamowicie irytuje).
 

Bardzo podoba mi się też u Akunina ogólny sposób konstruowania postaci i ich charakterów. Wreszcie dostaję nieszablonowych głównych bohaterów - co w powieści detektywistycznej jest dziś dosyć trudne (o czym wie każdy, kto przeczytał chociaż kilka powieści Agathy Christie). Erast Fandorin jest biegłym w japońskich sztukach walki detektywem z zamiłowaniem do czeskiej literatury, biegłym także w technikach ninja (nindż?) - element może nieco zawadzający o bondowską fantastykę (chociaż pewnie, gdybym poczytała na ten temat coś więcej, okazałoby się, że bardzo dużo rzeczy, które Akunin opisuje w książce, jest rzeczywiście możliwych i przez długi czas wykorzystywanych - tak znając Azjatów). Jego wierny pomocnik i służący, Masa, wprowadza element komiczno-thrillerowaty, uosobieniem pisarskiej klasy jest natomiast Hasym, idealistyczny osiłek z logiką nie do zdarcia i ciekawymi zapędami lingwistycznymi (pomysł, żeby wszystko, co dobre, mówić w rodzaju męskim, a wszystko, co złe, w rodzaju żeńskim - aczkolwiek jawnie szowinistyczny - zdaje mi się intrygującym konceptem). Cieszą mnie też w Czarnym mieście istoty płci piękniejszej, które nie są rachitycznymi niuniami czekającymi na swoją księcia, tylko rzeczywiście sobie w życiu radzą - nierzadko zresztą takie rachityczne niunie udając. Każda z głównych postaci ma też swój własny wątek (czasem mniejszy, czasem większy, ale zawsze własny), ze swoim własnym dramatem, co pozwala od razu do tych postaci się przekonać i większość nawet polubić.

Nie będę ukrywać, że do kupna książki zachęciło mnie również świetne, bardzo stylowe wydanie dzieła, białe, z błyszczącymi ornamentami i niezwykle estetyczną okładką. Po raz kolejny jednak zakrzyknę głośno, wznosząc ręce do nieba: dlaczego osoby piszące teksty na tylną stronę okładki nie mogą powstrzymać się przed wyjawianiem elementów fabuły, które w książce pojawią się dopiero bardzo późno? To się nie godzi. Polecam więc lekturę, ale z wyłączeniem właśnie okładki, lepiej od razu zacząć od pierwszej strony.





 

Zaznaczę też, że Czarne miasto jest książką z cyklu... czternastą w kolejności. Póki co nie czytałam żadnych innych dzieł o Fandorinie, tak więc moje spojrzenie może różnić się od spojrzenia kogoś, kto przeczytał całą serię. Wiem jednak, że książki te można spokojnie czytać nie w kolejności, bo każda to osobna historia, która z innymi łączy się jedynie w tych kwestiach mniej istotnych i do jej zrozumienia absolutnie nie jest potrzebna wiedza z części poprzednich. Jako jednak że Czarne miasto niezwykle mi się podobało, od razu w Dedalusie zakupiłam także części od pierwszej do trzeciej, i od razu, gdy skończę tę recenzję, idę się w nie zagłębić. Na przemian z Setką Krzysztofa Vargi, które to dzieło jest również - jak Akunin - ucieleśnieniem pisarskiego geniuszu, ale tym razem w postaci felietonów. A tym, którzy jeszcze Akunina nie znają, serdecznie polecam wypad do Taniej Książki na Świdnickiej i wydanie tych kilkunastu złotych na powieść, która jest rzeczywiście kawałem soczystego mięcha, a nie pisarską fraszką.

1 komentarz:

  1. Strasznie polecam wszystkie czternaście części ;) Jedne są lepsze, drugie gorsze, ale zdecydowanie bohaterowie stworzeni przez Akunina, z Fandorinem na czele oczywiście, sprawiają że chce się sięgać po kolejne. No i ten piękny język, humor i to opisanie świata u schyłku belle epoque. Naprawdę polecam ;)

    OdpowiedzUsuń