wtorek, 16 lutego 2016

SERIAL: W Kornwalii z gołą klatą "Poldark" (lekkie spoilery)



Mnie osobiście ten plakat nieco do serialu zniechęcił - na szczęście niesłusznie

Na pięćdziesiąty już wpis na Nerwie Słowa wybrałam serial, na który natrafiłam ostatnio, a który jest po prostu parogodzinnym cudem - i nie mówię tak tylko dlatego, że absolutnie zakochałam się w jego głównym aktorze (chyba nie tylko ja, sądząc po oglądalności). Sam serial jest już dosyć stary (jak na realia telewizyjne), bo wyszedł w marcu 2015 roku, ale już niebawem pojawi się jego drugi sezon, na który będę czekać, przeglądając w Internecie obrazki Kornwalii. Panie i Panowie, zapraszam na recenzję serialu Poldark! (I proszę, wybaczcie moje niezdarne literackie umizgi do głównego bohatera).

Nie wiem, skąd twórcy wiedzą, jak oświetlić bohaterów, by tak pięknie wyglądali w każdym kadrze, ale niezwykle się z tej ich wiedzy cieszę

Poldark nie spodoba się każdemu. To znaczy spodoba się wszystkim kobietom (nie trzeba być hetero, żeby docenić człowiecze piękno, czyż nie?) i mężczyznom (jak wyżej). No dobra, oczywiście przesadzam, ale trzeba przyznać, że pierwszym, co rzuca się w oczy, to piękne, przemyślane kadry z doskonałymi oświetleniem, charakteryzacją, kostiumami i oświetleniem. Wydaje się, że twórcy bardzo, bardzo chcieli pokazać piękno aktorów (a szczególnie takiego jednego aktora), bo też mieli co pokazywać, i niesamowicie im się to udało. I dobrze - bo dzięki temu możemy całość podziwiać jeszcze bardziej. Plus przy każdej pauzie chcemy zrobić skrina i powiesić sobie dane ujęcie na ścianie.

Ta scena musiała spowodować gwałtowny wzrost oglądalności:-)

Fabuła zaczyna się prosto: mężczyzna imieniem Ross (ach, Aidan!) powraca z wojny secesyjnej do swojej ojczystej Kornwalii, by odkryć, że jego ojciec nie żyje, kopalnia będąca jego głównym źródłem dochodu przestała pracować, dwójka leniwych służących tak zapuściła domostwo, że nie da się po nim chodzić, a jego ukochana wyszła za jego kuzyna. Pojawienie się Rossa jest niewygodne dla jego rodziny, do tej pory przeświadczonej, że ten nie żyje, tak więc familia zaczyna go namawiać do wyjazdu gdzieś daleko, gdzie nie będzie sprawiał problemów. Ross jednak, wielbiony przez ludzi z wioski (której jest właścicielem, wiwat system klasowy), postanawia zostać i zakasać rękawy (dosłownie), aby naprawić swoje życie - i przy okazji życie paru innych osób. Ross bowiem nie jest typowym, zepsutym arystokratą, tylko mężczyzną, który przestaje z ludem - bawi się z nim, je, pije, pomaga mu w rozwiązywaniu jego problemów. I mimo że wszystko zdaje się Rossowi stawać wbrew, mężczyzna dalej pozostaje lekko buńczuczny, idealistyczny i przede wszystkim - ciężko pracujący.


Kolejne zdjęcie dwóch najlepszych aktorów serialu - bo nie oszukujmy się, przecież to o nich chodzi w Poldarku

Owszem, świetne są tutaj kadry i w ogóle cała praca, którą BBC poświęciło, żeby to wszystko wyglądało realistycznie (mój hicior - zielone zęby jednego z wieśniaków). Jednak nawet tak ładna oprawa byłaby nieznośna, gdyby bohaterowie byli nudni i źle napisani - a tak na szczęście w Poldarku nie jest. Można się tu zaśmiać (ach, jak ja kocham te kobitki, które niby są takie cichutkie i posłuszne, a jak przyjdzie co do czego, to potrafią tak dogryźć, że chciałabym się u nich uczyć ripost), można też uronić łezkę (szczególnie w ostatnim odcinku, choć i tak było lepiej, niż się spodziewałam), ale przede wszystkim - chce się oglądać dalej. I owszem, jest ów serial serialem obyczajowym, nacisk więc jest położony na relacje między postaciami i knowania tychże - ale czyż nie za to kochamy seriale obyczajowe? Przyznam też szczerze - ja, osoba, która zawsze bezlitośnie tępi wszystkie nielogiczności, nieścisłości, stereotypy i tak dalej, tutaj wzniosłam okrzyk jedynie raz, na najwyżej dziesięć sekund, bo po chwili już cała scena mnie urzekła. Bo serio, każdy wie, jak skończy się scena z piosenką w rezydencji Poldarków - ale sądzę, że jednocześnie praktycznie każdy poczuje wtedy drżenie serca na zasadzie Ojej, a czy to na pewno się dobrze skończy?
Ross jest tutaj ideałem charakterologicznym (no, praktycznie zawsze) i dlatego po prostu chce się ten serial oglądać

Napisałam, że chce się śledzić losy bohaterów - owszem, bo też główny bohater jest chodzącym ideałem. Pomijając aspekt fizyczny (jest Aidan niezwykle atrakcyjnym mężczyzną, zgodzą się ze mną wszystkie fanki serialu), nie można określić Rossa inaczej niż jako ideału mężczyzny. Wiecie, zaradnego, odpowiedzialnego, niebojącego się ciężkiej pracy, wiernego, lojalnego, czułego, kochającego, gotowego do poświęceń, idealistycznego, walczącego o własne przekonania. Podobno w serii książek, która jest pierwowzorem serialu (już 17.02. pojawi się nakładem wydawnictwa Czarna Owca), Ross jest zupełnie innym człowiekiem, a telewizja nieco go podrasowała - ale przyznaję, że bardzo się z tych poprawek cieszę. No bo, nie ściemniajmy - która z nas nie wzdycha potajemnie do Rossa? No, która? Plus nie możemy zapomnieć, że nic by z tej postaci nie było, gdyby Aidan Turner jej po prostu świetnie nie grał. Czasem trochę zagubionego w nikczemnym świecie mężczyzny, który znajduje miłość swojego życia tam, gdzie się jej nie spodziewał. I owszem, można Poldarkowi zarzucić, że nie jest to produkcja wybitnie realistyczna, ale wiecie co? W realistycznej produkcji Ross miałby krzywicę/szkorbut lub nie miałby nogi albo ręki, a po drugim odcinku umarłby na syfilis. A Poldark to serial - czyli coś, co ma się oglądać dobrze i przyjemnie - i trochę wyidealizowany główny bohater wcale w tym nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie - śmiem twierdzić, że takiej oglądalności, jaką miał odcinek, w którym Ross wystąpił bez koszuli, BBC nie miało od lat. Więc i stacja zadowolona, i fani. Więc gdzie problem?

Eleanor Tomlinson jest śliczna, ale gra też rzeczywiście ciekawą bohaterkę, która radzi sobie nawet mimo nonyliona obowiązujących wówczas konwenansów

Zachwycająca jest w Poldarku - i idealnie Aidana dopełniająca - Eleanor Tomlinson. I tak, znowu będę powierzchowna: ale ten, kto powie, że aktorka nie jest ideałem piękna (szczególnie w tych cudownych rudych włosach!), w tego rzucę kamieniem. No dobra, może bardziej książką, bo tych mam więcej obok siebie, ale wiecie, o co chodzi. Jednocześnie artystka nie gra tylko pustej wywłoki, a rzeczywiście ciekawą postać - i to nawet mimo miliardów ograniczeń, jakie w tamtej epoce nakładane były na kobiety. Te powłóczyste spojrzenia, te subtelne miny - ach, poezja. W duecie z Aidanem Eleanor wypada wcale nie gorzej niż on, choć to na mężczyźnie spoczywa główny ciężar serialu - ale każdy kadr, w którym pojawia się aktorka, jest dla mnie uciechą. Jedyny szkopuł: z jakiegoś powodu jestem fizycznie niezdolna do zapamiętania imienia jej bohaterki (Demelza, sprawdzam już piętnasty raz), tak więc cały czas mówię o niej... Galadriela. (W zasadzie to karnacja do Cate Blanchett trochę podobna...) Jednak to akurat jest moja wina, a nie przepięknej bohaterki Poldarka. I powtarzam: owszem, jest Demelza trochę wyidealizowana, tak jak Ross. Ale, po pierwsze, ta idealizacja tylko pomaga w odbiorze, a po drugie: nawet mimo niej jest Demelza postacią charyzmatyczną.

Heida Reed jest natomiast typem bohaterki, której nie mogę znieść - rachitycznej, grającej wszystko dwiema minami

...niestety, o charyzmie nie mogę powiedzieć w wypadku Elizabeth granej przez islandzką aktorkę Heidę Reed (chyba dwujęzyczną, bo przez wszystkie odcinki słyszałam idealny brytyjski akcent, a na to jestem czuła wyjątkowo). Heida niestety operuje tutaj dwiema minami - smutną/zmartwioną i delikatnym, niewinnym uśmiechem. I okej, wiem, że omawiane są tutaj te czasy, w których kobieta nie może zrobić właściwie nic poza siedzeniem w domu i kupowaniem sobie nowych sukienek na bale, ale czy naprawdę nawet nie mogły chociaż trochę się zdenerwować, gdy dowiadywały się, że mąż je zdradza/przepija majątek/jest słabeuszem? W Poldarku natomiast Heida głównie w milczeniu patrzy dookoła (ale ach, jakie ona ma piękne oczy!), jest delikatna, zwiewna i ogólnie rachityczna. I nie wiem, czy jest to kwestia tego, jak rola została napisana, jak zagrana, tego, że jestem absolutnie zakochana (oprócz Aidana) także w Eleanor, czy wszystkiego po trochu, ale po prostu Elizabeth jakoś mi do tych świetnie grających aktorów z jakimś zdecydowanym (choć czasem wyidealizowanym) rysem charakterologicznym nie pasuje - choć z drugiej strony bez niej akcja serialu raczej nie miałaby sensu. Plus jej zachowanie dostarcza dzisiaj materiału dla badaczy emancypacji kobiet - odpowiada na pytanie, czy naprawdę warto się podporządkowywać drugiej osobie we wszystkim i nie protestować, gdy widzimy, że ta robi coś całkowicie źle.

A ten pan tak dobrze gra życiowego nieogara, tchórza i mięczaka, że aż go trochę lubię;-)

Reszta aktorów ma nieco mniejsze role, dlatego nie wymieniam każdego z nazwiska, dość powiedzieć, że wszyscy są w swojej grze solidni i całkowicie uwodzą brytyjskim akcentem (z tego tła rzeczywiście wybija się Warren Clarke, szkoda, że rolę ma dość krótką). Ale nie oszukujmy się - w Poldarku chodzi głównie o Rossa i dwie panie, które opisałam wyżej, i to dla nich ogląda się ten serial, plus jeszcze dla warstwy wizualnej (kadrów, scenografii itd.). Scenariusz nie dostarczy nam dylematów moralnych spędzających sen z powiek, nie będzie nam też proponował całkowicie niejednoznacznych bohaterów. Jednakowoż przyznać należy, że Poldark, mimo że jest dramat, a nawet melodramatem, nie opiera się na obrażaniu inteligencji widza w stylu Och, Ridge, chcę mieć z Tobą dziecko, kocham Cię od pięciu lat, chociaż jesteś mężem siostry mojego przyszywanego ojca, który jest też wujkiem mojego pierwszego syna. Są tutaj konkretne, ciekawe losy bohaterów, którzy owszem, gdy się ich analizuje na trzeźwo dwa dni po obejrzeniu całego sezonu jednym tchem, mogą być wpisani w archetypy - ale, na rany Gajusza, czyż nie my wszyscy w jakiś sposób jesteśmy w swoich zachowaniach archetypiczni? Jeżeli ktoś ma niesamowitą potrzebę oglądania jedynie rzeczy Ambitnych i Moralnie Wątpliwych, niech dalej spędza godziny na wyszukiwaniu kolejnych tytułów. Ja jednak chcę w serial się wciągnąć, odczuwać sympatię do jego bohaterów, parę razy się wzruszyć i po prostu nawiązać z dziełem więź emocjonalną. Przy Poldarku udało mi się to praktycznie całkowicie - dlatego uważam, że serial ten, poza byciem bardzo dobrze zrobionym, jest po prostu sam w sobie świetną produkcją.

Już 17.02. nakładem wydawnictwa Czarna Owca ukaże się książka, na podstawie której nakręcono serial, a która podobno dostarcza zupełnie innego obrazu Poldarka niż dzieło BBC

Tym optymistycznym akcentem zakończę - muszę bowiem najpierw skądś wytrzasnąć książkę Winstona Grahama, przeczytać ją, a potem wyłapać datę pojawienia się drugiego sezonu Poldarka - bo do niego podobno już niedaleko.

P.S. Jeżeli podczas czytania mojego bloga nasuwają Wam się propozycje tego, co mogłabym obejrzeć, przeczytać itd. albo po prostu chcecie podzielić się ze mną ogólnożyciową refleksją, piszcie śmiało!;-)

P.S. 2 Jutro środa - jak zwykle kolejny wpis pojawi się dopiero w ramach Czytającego Czwartku. Zapraszam serdecznie!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz