środa, 30 marca 2016

Futurologia Stosowana #4.1, czyli filmowy kwiecień piszczy



Zazwyczaj w cyklu Futurologia Stosowana w pierwszą środę miesiąca pojawiają się zapowiedzi wszystkiego, co może nas w danym miesiącu zainteresować - filmów, książek, spektakli, płyt. W tym miesiącu jednak, choć najpierw nie zdawałam sobie z tego sprawy, premierę ma blisko dwadzieścia (!!!) filmów, które rzeczywiście chciałabym zobaczyć. Z tej okazji postanowiłam więc rozbić moje rozważania na dwie środy: dzisiaj skupić się na filmach, a za tydzień na książkach, serialach i innych. A że naprawdę jest na czym się skupiać, zapraszam do lektury!




Zacznijmy od wielkich hitów, to znaczy filmów, które na pewno odbiją się medialnym echem wśród prasy i w sferach marketingowych ze względu na wysokobudżetowość produkcji. Pierwszy kwietnia przywitamy z superbohaterami - dzięki filmowi Batman v. Superman: Świt sprawiedliwości zobaczymy walkę dwóch komiksowych herosów. Zapowiada się tak zwane łubudu. W rolach głównych: Ben Affleck (Batman), Henry Cavill (Superman; Człowiek ze stali z jego udziałem był okropny, ale sam aktor bardzo przyjemny), Amy Adams jako dziewczyna Supermana, Jesse Eisenberg i Jeremy Irons gdzieś w tle. Komiksów, przyznaję się, nie czytam, superbohaterów odróżniam głównie po kostiumach, a o ich tle nie wiem nic, ale chętnie zobaczę ten film w ramach odstresowania. Szczególnie że ma potencjał na stanie się czymś innym wśród klasycznych historii Ojej, miasto jest biedne, ale przyszedł jakiśtam-man i uratował nas oraz swoją dziewczynę. A reżyseruje Zack Snyder, odpowiedzialny za cudownych 300



Już ósmego kwietnia z kolei będziemy mogli zobaczyć Łowcę i Królowę Lodu, czyli prequel zaskakująco przyjemnej Królewny Śnieżki i Łowcy (tzn. nie utrzymuję, że ten pierwszy chronologicznie film był arcydziełem światowego formatu, ale na pewno nie miałam po nim poczucia straconego czasu czy ogólnego wkurzenia na stan sztuki filmowej, tylko cieszyłam się z zakończenia). Znowu będzie Chris Hemsworth, znowu Charlize Theron, ale tym razem w roli głównych kobiecych protagonistek pojawią się cudowne Emily Blunt i Jessica Chastain. Trailer nieśmiało zdradza, że warto będzie obejrzeć chociaż ze względu na stroje i makijaż (kto nie wierzy - zapraszam do seansu!). 



Z kolei piętnasty kwietnia to premiera Piątej fali (która premierę światową miała 14 stycznia, co dla mnie jest nieco niepojęte). Dzięki bloggerowym chodom już widziałam, jednak nie mogę nic zdradzić przed 11.04., kiedy to na Nerwie Słowa pojawi się recenzja rzeczonego filmu. Powiem tylko, że chodzi o kosmitów, porwanie brata, amerykańskie wojsko i dość urodziwą blondynkę (choć mi bardziej podobał się bardzo urodziwy szatyn z parodniowym zarostem. Aaaach...).



Tym, którzy chcieliby nieco rozjaśnić swoje życie, mogę przekazać radosną nowinę: w kwietniu będziemy mogli zobaczyć aż cztery całkiem dobrze się zapowiadające komedie (no dobra, niech będzie, że nie wszystkie w pełni można określić tym mianem, ale wiecie, o co chodzi). Już pierwszego dnia kwietnia do kin wchodzi Moje wielkie greckie wesele 2 - pierwszej części jeszcze nie widziałam (przynajmniej w momencie, w którym piszę te słowa), ale zamierzam to nadrobić w najbliższym czasie, i całkiem się na to cieszę, tak samo jak na to, że praktycznie zaraz po seansie będę miała dostęp do drugiej części przygód częściowo greckiej rodzinki. Drugą komedią, która w ten sam dzień pojawi się w kinach, tym razem francuskojęzyczną, jest Niesamowita Marguerite, rzecz o kobiecie, która, zachęcona pochlebnym artykułem dziennikarza na temat jej umiejętności wokalnych, postanawia wystąpić dla szerszej publiczności. I choć chyba nie wszystko będzie tutaj lekkie i przyjemne (przynajmniej tak sugeruje trailer), to podczas seansu chyba będzie można się bardzo dobrze bawić. Poza tym - kim trzeba być, żeby nie chcieć obejrzeć filmu traktującego w jakiś sposób o muzyce?



Czymś na pewno lekkim będzie natomiast Szefowa, rzecz o kobiecie, która po wyjściu z więzienia postanawia odbudować swoją karierę. I choć fabuła może zdawać się nieco typowa, a cały film nieco głupiutki, to przyznam, że obejrzę go tak czy siak ze względu na dwa nazwiska osób w nim występujących - Melissę McCarthy i Petera Dinklage'a. Ten drugi to oczywiście niesamowity Tyrion z Gry o tron, do Melissy natomiast mam ogromny sentyment po Gorącym towarze, Mów mi Vincent z Billem Murrayem i przede wszystkim po zeszłorocznej Agentce. Z kolei filmem z pogranicza dramatu i komedii stanie się na pewno Grandma (polskie Babka), o, jak można się domyślić, babci i jej wnuczce. Z trailera zapowiada się mądrość życiowa i ciepło w sosie słodko-gorzkim. I choć nie chcę pisać więcej, żeby nie zepsuć zabawy, to przyznam, że na ten film (do kin wchodzi dopiero 29.04.) czekam chyba najbardziej. Choć bardzo boję się, że powtórzy się z nim sytuacja znana mi chociażby z ostatnio oglądanego przeze mnie Carol - film ten dwa tygodnie po premierze można było zobaczyć tylko w jednym wrocławskim kinie. No cóż.



Kwiecień przywita nas również dwoma filmami biograficznymi - Królową Pustyni (8.04.) i Niewygodną prawdą (22.04.). Pierwszy to rzecz o Gertrude Bell, kobiecie, która praktycznie utworzyła Teheran, plus zdziałała wiele dobrego w sensie dyplomatyczno-politycznym dla Afryki i Bliskiego Wschodu. W obsadzie: Nicole Kidman, Robert Pattinson, James Franco i Damian Lewis. Recenzja na Nerwie Słowa ukaże się w dzień premiery filmu. Obsada Niewygodnej prawdy wcale nie jest mniej zacna - będziemy tu mogli zobaczyć Cate Blanchett i... Roberta Redforda. Po ostatnio recenzowanym Carol jestem w Cate jeszcze bardziej zakochana niż dotychczas, dlatego na pewno się wybiorę (może nawet na premierę 22.04.?), mimo swojej - wciąż pogłębianej - niechęci do amerykańskich filmów biograficznych.



Dramaty sensu stricto również się w kwietniu pojawią, i to w ilościach przekraczających ludzkie pojęcie. Będziemy mogli w tym miesiącu zobaczyć m.in. film Mustang, francusko-tureckiego kandydata do Oscara, opowiadający o czterech siostrach mieszkających w Stambule, które pewnego dnia stają się głównymi bohaterkami skandalu obyczajowego. Fakt ten pcha ich rodziców do jak najszybszego wydania dziewczyn za mąż, nawet bez możliwości samodzielnego wyboru kandydata - dziewczyny jednak starają się znaleźć sposób, by do tego nie doszło. Trailer podoba mi się wręcz wybitnie, film otrzymał mnóstwo nagród (m.in. na festiwalu w Cannes i Europejskiej Akademii Filmowej), poza tym nie oszukujmy się - dobrze jest od czasu do czasu zobaczyć coś, gdzie aktorzy nie mówią po angielsku.



Z potencjalnych dramatycznych hitów miesiąca na pierwszy plan wysuwa się jednak Bulwar, ostatni film z Robinem Williamsem (premiera światowa odbyła się dwa lata temu, brawo, polscy dystrybutorzy!). Przeszkodą chyba nie do przejścia dla gasnącego już małżeństwa Robina i Kathy Baker staje się młody chłopak, którego mężczyzna spotyka na ulicy. Chyba nie muszę namawiać - wiemy wszyscy, jakiej klasy Robin był aktorem, i że czas poświęcony na obejrzenie któregokolwiek z jego filmów nie jest czasem straconym. I może to dobrze, że data premiery została tak strasznie odsunięta w czasie - bo dzięki temu dostajemy swoistą przypominajkę o jednym z najlepszych aktorów wszech czasów. 



W kwietniowych dramatach bardzo głośno rozbrzmiewa jeszcze jedno nazwisko - aktorki i od tego filmu reżyserki, czyli Natalie Portman. Artystka izraelskiego pochodzenia na warsztat wzięła prozę Amosa Oza, jednego z najpewniejszych kandydatów do Literackiego Nobla, i razem z nim opowiada historię opartą na wątkach biograficznych z życia pisarza. Bardzo jestem ciekawa - zarówno historii oryginalnej (która została niedawno wydana przez Dom Wydawniczy REBIS), jak i tej filmowej. Premiera już 1.04., i w tym miejscu muszę powiedzieć, że powoli przestaję mieć miejsce w kalendarzu na cokolwiek innego niż oglądanie filmów. Cóż - najwyraźniej taki los recenzentki.



W kwietniu pojawią się również dwa filmy, które chyba będą miały dosyć słaby marketing, ale które wydają mi się bardzo ciekawe. 1.04. zobaczymy Głośniej od bomb, w którym rodzina zmarłej fotografki zostanie postawiona przed kontrastującymi ze sobą wyobrażeniami na temat jej osoby. W obsadzie m.in. Gabriel Byrne, Jesse Eisenberg (który pojawi się tego samego dnia w Batman v. Superman) oraz Rachel Brosnahan (grała - drugoplanową, choć jakże wyrazistą - Rachel w House of Cards). Pod koniec miesiąca zaś w kinach pojawi się Opiekun, film o pielęgniarzu i jego relacjach z nieuleczalnie chorymi pacjentami. W roli głównej Tim Roth, czyli Oswaldo z Nienawistnej ósemki. A że za tę rolę zdobył u mnie prywatnego Oscara, Opiekuna też na pewno zobaczę.


high-rise poster

Z tego samego powodu - tzn. Tima Rotha - zagłębię się również w kwietniowe premiery kina akcji (od czasu do czasu pomieszanego z sci-fi). Hardcore Henry (w oryginale po prostu Hardcore, premiera 8.04.) to rzecz o cyborgu imieniem Henry, który będzie ratował swoją żonę. I wierzcie mi, po Nienawistnej ósemce wystarczy mi tylko taki opis. Drugim filmem akcji, na który w kwietniu warto będzie zwrócić uwagę, jest Cień (w oryginale: Maryland), francuska rzecz o najemniku i jego miłości do żony milionera (kobietę tę, oczywiście, ma chronić). Jako żona - Diane Kruger (która najwyraźniej posługuje się również, oprócz angielskim w sposób idealny, francuskim; premiera 8.04.). A jeżeli ktoś podczas oglądania powyższych filmów zatęskni za Wielką Brytanią, niech się nie martwi - już 15.04. pojawi się film High-Rise, filmu o apartamentowcach, orgiach i libacjach. W obsadzie: Sienna Miller, Tom Hiddleston i Jeremy Irons (taaaaak!!!). Naprawdę muszę mówić coś więcej?



A tym, którym do gustu nie przypadł żaden film z powyżej wymienionych (choć nie wiem, jak to mogłoby być możliwe), polecam nową Księgę dżungli, z Neelem Sethim jako Mowglim (coś czuję, że znów będę piać nad poziomem dziecięcego aktorstwa) i mnóstwem bardzo znanych postaci w dubbingu - pojawią się tu m.in. Bill Murray, Ben Kingsley, Idris Elba, Lupita Nyong'o, Scarlett Johansson i Christopher Walken. Widziałam oba trailery (choć nie bez komplikacji, bo mój komputer chyba pokłócił się z YouTubem i nie chce odtwarzać praktycznie żadnych filmów) i jestem nimi zachwycona. Tegoroczna Księga dżungli bowiem, w przeciwieństwie do tej z późnych lat sześćdziesiątych, w ogromnej części jest wygenerowana komputerowo. Przy czym animacja ta jest wykonana w taki sposób, że praktycznie nie sposób odróżnić jej od rzeczywistych zwierząt. Coś niesamowitego. Z tego, co widziałam na trailerze, polecam wybranie się do kina, aby w pełni docenić wszystkie wizualne smaczki, które dostaniemy od twórców Piratów z Karaibów i reżysera Iron Mana - mam tylko nadzieję, że film będzie dostępny w wersji z napisami, bo głosu Scarlett Johansson nie mogę przegapić. (Swoją drogą, aktorka coś ostatnio ma z byciem na ekranie tylko głosem, że tak przypomnę Her, nie sądzicie?) Ogólnie to - powiem szczerze, acz kolokwialnie - jaram się (...niczym flota Stannisa albo jak heretyk na stosie w piętnastym wieku *złowieszczy śmiech*). 



I tym optymistycznym akcentem zakończę swój wywód. Dużo tego się nazbierało, i choć to dopiero czwarta Futurologia Stosowana, to mogę powiedzieć szczerze, że nigdy wcześniej aż tyle filmów w jednym miesiącu nie przypadło mi do gustu. Może to kwestia tego, że sezon nagrodowy już się zakończył, w związku z czym nie skupiam się głównie na wyróżnionych filmach? Nie wiem, ale mi się podoba. Mam tylko nadzieję, że choć trochę czasu zostanie mi na studiowanie;-) 

P.S. W piątek robię przerwę od filmów, tak więc post dotyczyć będzie książki Idź i szukaj mrozów Marty Krajewskiej (od wydawnictwa Genius Creations). W momencie, w którym piszę te słowa, siedzę jeszcze w połowie, ale już jestem bardzo optymistycznie nastawiona do całości. A w przyszłym tygodniu - kolejna Futurologia Stosowana, recenzja Królowej pustyni oraz pewnego świetnego thrillera do czytania. Zapraszam!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz