piątek, 25 marca 2016

KSIĄŻKA: Wycieczka z herosami, czyli David Gemmell "Troja. Pan Srebrnego Łuku" (Dom Wydawniczy REBIS)






Z niektórymi książkami jest tak, że niby nic do nich nie mamy, ale jakoś tak... nie jesteśmy w stanie się w nich odnaleźć. Troja. Pan Srebrnego Łuku Davida Gemmella była dla mnie właśnie taką książką - w której na początku mieszały mi się miasta, imiona i losy poszczególnych bohaterów. No właśnie: na początku. Bo po jakimś czasie zauważyłam, że nie mogę się oderwać, wzdycham za każdym razem, gdy czytam którąś kwestię jednego z bohaterów (ach, taki mężczyzna!), a na sam koniec nawet uroniłam kilka łez. Plus po zamknięciu książki moim jedynym pragnieniem było sprawdzenie daty premiery kolejnej części, bo dzieło Davida Gemmella jest dopiero pierwszym tomem trylogii.

Ale od początku.


Wszystkie obrazki pochodzą z filmu Troja Wolfganga Petersena.


Trylogia Troja to historia związana z jednym z najbardziej znanych starożytnych miast. Opisane przez Homera w Iliadzie, według legendy zdobyte przez słynny podstęp z koniem trojańskim, u Gemmella staje się scenerią spisków, intryg i knowań. I choć akcja książki zaczyna się stosunkowo od tytułowej Troi daleko, to wszystkie wątki do niej prowadzą, a pod koniec tomu staje się ona miejscem krwawych wydarzeń. Na tym tle śledzimy losy trzech głównych postaci - niejednoznacznego moralnie Helikaona, królewskiej córki i kapłanki Andromachy oraz legendarnego już wojownika Arguriosa z Myken. I choć to ich losy są główną osią fabularną książki, niejednokrotnie spotkamy również osoby, o których czytaliśmy w greckiej mitologii - Odyseusza, Parysa, króla Priama czy wreszcie Helenę (przy czym osoby te z mitologicznymi wyobrażeniami na ich temat mają bardzo mało wspólnego, wierzcie mi).



Tak jak już napisałam, początek książki był dla mnie dość nieznośny. Wszyscy właściwie nazywali się tak samo - Zidantas, Ksantos, Eneasz - a ich wątki były momentami rozwleczone. I choć po pewnym czasie już, już byłam w miarę zaciekawiona, co się z takim Helikaonem stanie dalej, prawdziwe zaintrygowanie odczułam dopiero po epickim opisie bitwy (czy raczej: pogromu) na morzu - którą widziałam oczami wyobraźni niczym wysokobudżetowy film. Wtedy zrozumiałam, że do Troi nie powinno się stosować zwyczajowych współczesnych standardów czytelniczych, bo książka ta po prostu rządzi się swoimi prawami. Nie jest zwykłą opowieścią o kilku osobach, raczej próbą oddania niepowtarzalnego klimatu czasów starożytnych, czasów honoru, męstwa i lojalności. Trochę gawędziarska, przypomina opowieść śpiewaną przy ognisku w lecie rozpalonym na plaży - wiele mówi o wartościach czy poświęceniu, ale jednocześnie nie jest pustym emocjonalnie traktatem filozoficznym, a opowieścią z uniwersalnymi wątkami - miłosnym i wojennym. W tym sensie przypominać może nawet Iliadę, która przecież początkowo przekazywana była ustnie, przez aojdów, wędrownych śpiewaków.



Zdziwiła mnie też inna rzecz: Gemmell wszędzie opisywany jest jako autor powieści fantasy albo fantasy połączonych z powieścią historyczną. I owszem, rzeczywiście można argumentować, że taki Odyseusz jest jedynie wytworem fikcyjnym, a kilkuletnia Kasandra nie mogłaby mieć wieszczych wizji, ale Pan Srebrnego Łuku ma w sobie o wiele więcej elementów political fiction aniżeli fantastyki. Różnorakie intrygi, polityczne zależności, walki o tron - to one są jednym z głównych elementów napędzających akcję. I choć na początku mogą przyprawić o zawrót głowy, po pewnym czasie śledzi się je z prawdziwym napięciem. Porównania do Gry o tron sobie oszczędzę (Pan Srebrnego Łuku jest o wiele mniej wydumany czy krwiożerczy), ale do złożoności House of Cards już nie mogę. 



Mówiąc o Panu Srebrnego Łuku nie można nie wspomnieć o jego bohaterach. A ci są niezwykle dobrze skonstruowani - niejednoznaczni moralnie, często wyniośli w jednej chwili, w drugiej ulegający porywom serca. Andromacha - silna, mądra, znakomita łuczniczka - sama dla siebie nigdy nie uklęknie przed żadnym mężczyzną, ale gdy sprawa toczy się o los jej służącej, nie waha się, by to zrobić. Argurios - skuteczny wojownik, na temat jego bohaterstwa w książce powstają pieśni - pod wpływem charakteru pewnej kobiety stanie się najczulszym mężczyzną na świecie. Helikaon - również dzielny żołnierz, który na widok biednego dziecka rzuca wszystko, aby tylko mu pomóc - bez mrugnięcia okiem morduje tych, którzy wyrządzą mu krzywdę (a potem ma wyrzuty sumienia). Świetna jest też poczyniona przez Gemmella sugestia co do prawdziwości mitów o Odyseuszu - który w Panu Srebrnego Łuku jest znakomitym gawędziarzem, natchnienia do swoich historii szukającym w wypadkach życia codziennego. Taki miły akcent dla tych, którzy kiedyś czytali coś o mitologii. A wszystko to opisywane jest pięknym, literackim stylem zawierającym dużo opisów i epitetów (choć w dialogach na początek denerwuje #syndromTolkiena, czyli literackość kwestii tak posunięta, że mogą brzmieć one odrobinę sztucznie).



Ogólnie rzecz ujmując: jest książka Davida Gemmella książką bardzo dobrą, do której jednak nie wszyscy będą od początku przekonani. Ja nie byłam, i pierwsze kilkadziesiąt stron było dla mnie ogromnym przeskokiem w stosunku do książek, które czytałam niedawno - jednak po pewnym czasie wszystkie elementy literackiej układanki zaczęły do siebie pasować. Czasy starożytnej Grecji, pełne mitycznych herosów, bohaterów i łotrów, mężczyzn tak okrutnych, jak czułych, stały się w mojej wyobraźni dzięki książce Gemmella czasami niezwykłymi - a nie każda książka jest w stanie to zrobić. Dlatego właśnie uważam, że książka jest warta polecenia - szczególnie miłośnikom politycznych intryg j innych spisków. Zachęcam!

P.S. Oczywiście zapomniałam napisać, że okładka książki jest niesamowita. Piszę więc: okładka książki jest niesamowita. (Choć blurb już nie podoba mi się tak bardzo, bo ma dziwne przecinki.) Dzięki temu (choć nie tylko) Pan Srebrnego Łuku zostanie na mojej półce postawiony z samego przodu.



Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję Domowi Wydawniczemu REBIS.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz