poniedziałek, 7 marca 2016

KSIĄŻKA: Galopujące napięcie, czyli Harlan Coben "Nieznajomy" (wyd. Albatros)









Ach, jak dawno nie czytałam już Cobena! Będą ze dwa lata - i to nawet mimo tego, że około dwudziestu jego książek stoi u mnie na półce. W pewnym momencie po prostu poczułam przesyt, szczególnie gdy Coben zaczął wydawać swoje najwcześniej napisane książki (które, nie oszukujmy się, wybitne nie były). Jednak gdy dowiedziałam się, że w księgarniach pojawi się Nieznajomy, w moim sercu na nowo rozbudziła się tęsknota, tak więc praktycznie od razu po premierze mogłam już zacząć go czytać. Zaczęłam o 21, skończyłam o bardzo nieprzyzwoitej godzinie (kolejny dzień był dniem roboczym) i... byłam zachwycona.



Po pierwsze: jak wiadomo, twórczość Cobena nie jest Literaturą Ambitną, Wielką, Z Przekazem. Amerykański pisarz tworzy literaturę rozrywkową, taką na kilka godzin naprawdę dobrej zabawy, i radości z intrygi i przebiegu akcji. I w tym właśnie jest niekwestionowanym mistrzem - w łączeniu brudów z przeszłości z teraźniejszością, w prowadzeniu czytelnika tak, aby ten nie zauważył, dokąd zmierza, w stopniowaniu napięcia i wprowadzania coraz to nowych faktów wtedy, kiedy najmniej można się tego spodziewać. Jeżeli więc podejdziemy do sprawy rozsądnie i thriller ocenimy miarą thrillera, dojdziemy do wniosku, że Nieznajomy może dorównywać nawet cobenowskiemu Nie mów nikomu. I owszem, możemy się tu dopatrzeć pewnych mechanizmów, którymi Coben zajmuje się od początku swojej kariery (ZAWSZE muszą pojawić się jakieś naprawdę duże intrygi z przeszłości, które po jakimś czasie nagle wychodzą na światło dzienne), ale cóż z tego, skoro autor wykorzystuje je naprawdę sprawnie?

Rzecz zaczyna się, gdy Adam Price, z wykształcenia prawnik, prywatnie zamężny ojciec dwóch nastoletnich synów, zaczepiony zostaje przez nieznajomego mężczyznę. Mężczyzna twierdzi, że żona Price'a, Corinne, przed laty oszukała go, mówiąc mu, że jest w ciąży. Nieznajomy znika, a Adam żąda od żony wyjaśnień - kobieta obiecuje, że wszystko wytłumaczy, po czym sama ginie bez śladu. Adam rozpoczyna poszukiwania ukochanej, po krótkim czasie jednak dochodzi do wniosku, że jedynym sposobem na odkrycie tajemnicy jest odnalezienie tajemniczego nieznajomego.


U Cobena bardzo ciekawe jest to, że intryga z każdą stroną bardziej się komplikuje, ale wszystko jest niezwykle logiczne. Zarówno intryga z przeszłości, jak i wydarzenia bieżące są wyraźnie uzasadnione i umotywowane; tak samo działania wszystkich bohaterów - ich antypatie, niechęci, złości i pragnienia - nie są tylko pustymi skorupkami. Jednocześnie Coben pisze bardzo krótkimi, czytelnymi zdaniami, bez zagłębiania się w barokowe ozdobniki językowe (warto zauważyć, że trzeba być naprawdę świetnym pisarzem, by tak minimalistycznie pisać), co pozwala skupić się na akcji powieści i na napięciu przez nią budowanym. Kolejne strony przerzuca się niezwykle szybko i - mimo wprowadzenia wielu wątków - cały czas siedzi się w samym środku akcji i kibicuje tym dobrym bohaterom, którzy nigdy nie są do końca źli albo do końca dobrzy.

Jednak mimo dość pesymistycznego wydźwięku niektórych momentów thrillera (nie oszukujmy się, przecież tutaj chodzi o oszustwa, morderstwa i inne zbrodnie, nie będzie tutaj różowych kwiatków i słodkich landrynek) podczas lektury nieraz głośno się roześmiejemy, szczególnie ze wzajemnych odzywek bohaterów (choć narratorskie obserwacje również są niczego sobie). Oczywiście nie mogło tu też zabraknąć typowo cobenowskich masowych odwołań do popkultury - co nasuwa przypuszczenie, że archeolodzy za czterysta lat czytający Cobena z jednej strony zupełnie nie będą wiedzieli, o co chodzi, a z drugiej i tak pewnie będą mieć świetny ubaw.


No cóż, w zasadzie to tyle, bo i sam Coben nie dostarcza nam materiału, nad którym można by się jakoś szczególnie długo rozwodzić. Ta książka bowiem nie natchnie nas do życiowych przemyśleń, nie poruszy ważnych spraw światopoglądowych, nie dostarczy odpowiedzi (ba, nawet nie spróbuje!) na najważniejsze pytania, nie będzie też mogła być odczytywana w pięciu paralelnych płaszczyznach znaczeniowych jako mówiąca o życiu i śmierci, cenzurze i wolności, zbrodni i zadośćuczynieniu, wyzwoleniu narodowym czy innych wartościach. Ale za to czyta się ją po prostu świetnie - szybko, sprawnie, z napięciem śledząc kolejne nieoczekiwane zwroty akcji i kibicując jej bohaterowi. Kiedy się zacznie - najprawdopodobniej nie będzie można się oderwać aż do końca, przynajmniej ja tak miałam. A po paru godzinach czytania na pewno nie będzie miało się wrażenia, że zmarnowało się ten czas. Tak więc zdecydowanie najnowszego Cobena polecam - a sama już zaczynam czekać na kolejnego.

P.S. A już jutro o 14 zapraszam na recenzję filmu, który mnie zachwycił, i o którym dalej nie mogę przestać myśleć - The Lobster. Zaręczam, że on, w przeciwieństwie do Cobena, wieloznaczny i głęboki jest w naprawdę wielu miejscach.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz