poniedziałek, 4 kwietnia 2016

KSIĄŻKA: Miłosna fantastyka, czyli Marta Krajewska "Idź i czekaj mrozów" (wyd. Genius Creations)


Idź i czekaj mrozów - Marta Krajewska

Kiedyś usłyszałam od kolegi, że kobiety nie potrafią pisać fantastyki. Kolega uwielbiał wszystkich chyba najbardziej znanych autorów tego gatunku - Sapkowskiego, Pilipiuka, Ziemiańskiego i wielu, wielu innych (miał słabość do autorów rodzimych) - i niejednokrotnie dowodził mi, że kobiety po prostu nie mają tego Czegoś, co pozwala na napisanie porządnej powieści fantastycznej. Rzeczony kolega potem okazał się jeszcze większym idiotą, niż wynikałoby to z powyższej wypowiedzi, ale od tamtej pory zawsze uśmiecham się do siebie, gdy czytam kolejny świetny kawałek fantastyki napisany przez kobietę (a tych, wierzcie mi, jest coraz więcej). Podczas lektury najnowszej książki wydanej przez Genius Creations, napisanego przez Martę Krajewską Idź i czekaj mrozów, uśmiech więc nie schodził mi z twarzy (oprócz dwóch momentów, o których więcej za chwilę). Bo, moi drodzy, w tomie tym dostałam kolejny mały świat, o którym pewnie jeszcze długo nie zapomnę.


W książce Krajewskiej poznajemy Vendę - mieszkankę Wilczej Doliny, bezpośrednią podopieczną opiekuna tegoż miejsca (opiekun, jak sama nazwa wskazuje, dba o ludzi z wioski, chroniąc ich przed potworami, upiorami i różnymi innymi nieprzyjemnościami). Którejś nocy jednak opiekun wraca do domu, w którym mieszka z Vendą, w dość... niecodziennej postaci. Od tej pory wszystko się zmienia - dziewczyna sama musi zadbać o bezpieczeństwo mieszkańców doliny, rozwiązywać problemy rodzinne całej wioski, a także stanąć w obliczu starożytnej przepowiedni. Na dodatek w jej pobliżu zaczyna się kręcić DaWern - ostatni z Wilkarów - który może okazać się dla Vendy niebezpieczny.

I choć wątków jest naprawdę sporo (co może na początku odrobinę przerazić), po chwili okazuje się, że rzeczywiście chcemy je śledzić - nawet jeżeli niektóre postacie nie są wzorem miłości bliźniego czy w ogóle bycia sympatycznym. Krajewska buduje każdą postać starannie, prezentując nam plejadę zróżnicowanych charakterów - czy to smutnego po utracie swojej jedynej miłości karczmarza, czy młodej dziewczyny, która chce przeżyć w życiu coś więcej niż to, co zazwyczaj czeka mieszkańców wioski, czy wreszcie rodziców, których największym marzeniem jest wyswatanie swoich dzieci - i przez to, jak myślą, zapewnienie im dobrego życia. Nie chcę pisać o jeszcze innych bohaterach (nie zawsze ludziach), żeby za dużo nie zdradzać, ale wątek np. z chmurnikiem czy z pewną panią i dziecięciem również zasługują na ogromny plus.


Zwierzołak (ŹRÓDŁO). Obrazki w dzisiejszym tekście są znalezione przeze mnie w Internecie - byłam zachwycona, że ktoś 1) umie stworzyć coś takiego 2) ma taką wyobraźnię, żeby coś takiego wymyślić. Wielki szacunek dla autorów.

No właśnie: wątki. Bardzo, bardzo, bardzo w Idź i czekaj mrozów podoba mi się wprowadzanie kolejnych elementów fabuły - w taki sposób, żeby jednocześnie każdy z nich dodany był w jakimś wyraźnym celu, ale żeby także zostawione było pole popisu dla kolejnych tomów (bo nie wiem, czy wiecie, ale książka Krajewskiej to dopiero pierwsza część; informację tę powitałam z ulgą, że to nie koniec, ale też z minimalną frustracją, jaką zna każdy, kogo jakaś książka kiedyś wciągnęła, że będę musiała jeszcze trochę czekać). I choć widać wyraźnie, które dokładnie wątki autorka będzie rozwijać w kolejnych częściach, to nawet mimo to czytelnik nie ma poczucia, że Ojeeeej, a tego mi zabrakło, a tego jest za mało, a to to było tylko poruszone i ani słowa więcej, co często zdarza się w innych dziełach planowanych jako części dłuższej całości (że tak przypomnę chociażby ostatnie Gwiezdne Wojny). Krajewska natomiast serwuje nam tyle, ile trzeba, by z jednej strony zaspokoić nasz apetyt na wątki, a z drugiej namówić nas do przeczytania kolejnego tomu czy tomów.


Mamuna (ŹRÓDŁO)

I taaaak, nareszcie dostałam w fantastyce porządny wątek miłosny. Porządny, czyli taki wprowadzony nie-chyłkiem (jakby chciano go napisać tylko dlatego, że musi się pojawić, bo inaczej ludzie nie będą chcieli książki czytać), rozwinięty, uzasadniony i wreszcie - nienaiwny. Właściwie to miłość u Krajewskiej pojawia się praktycznie we wszystkich swoich odmianach - macierzyńskiej, nieszczęśliwej, fizycznej, spełnionej, z konieczności. Jednym słowem: każdy znajdzie tutaj coś dla siebie lub o sobie.  Bardzo dużym plusem jest także (wreszcie) umieszczenie w powieści potworów typowo słowiańskich - mamunów czy chmurników - o których u innych autorów ani widu, ani słychu. Czyżby szykował nam się kobiecy odpowiednik Wiedźmina?

Zwrócę uwagę jeszcze na dwie rzeczy techniczne. Po pierwsze: język (i jego redakcja, bo zauważam tutaj podobieństwo stylu do tego w innych książkach Wydawnictwa). Nie jestem w stanie czytać książek, jeżeli są źle zredagowane, tzn. nie ma w nich przecinków w odpowiednich miejscach, zdania są źle ułożone itd. - i tak, raz czy dwa zdarzyło mi się porzucić książkę tylko dlatego, że ktoś nie znał się na swojej pracy i nie rozumiał idei znaków interpunkcyjnych (przypadków, że ktoś po prostu czegoś nie zauważył, nie liczę, bo to może się zdarzyć każdemu). Na szczęście u Genius Creations zawsze mogę liczyć na bardzo kształtne przecinki, kropki, myślniki, łączniki (tak, to są dwie różne rzeczy), a od czasu do czasu to nawet średnik się zdarzy! Bardzo dobrze wystylizowane zdania (pomagające w lekturze, a nie w niej przeszkadzające) to już w tym wypadku rzecz oczywista. Druga sprawa techniczna - choć drobna - na samym początku mnie denerwowała, potem jednak jakoś się do niej przyzwyczaiłam. Chodzi mianowicie o brak wyraźnych odstępów (mówię teraz o ebooku) między fragmentami mówiącymi o różnych wątkach - przez to od czasu do czasu się gubiłam, myśląc, że czytam o jednej z postaci, a tak naprawdę czytając już o kolejnej. Na szczęście im dalej, tym rzadziej ten brak przerw się pojawiał (i też tym rzadziej zwracałam na niego uwagę).


Chmurnik (ŹRÓDŁO)

I wiecie co? Mój kolega częściowo miał rację: fantastyka Krajewskiej jest rzeczywiście inna od tej, którą zazwyczaj dostajemy od mężczyzn-autorów. Bo oprócz tego, co mężczyznom w pisaniu również często wychodzi świetnie - wartkiej akcji, twistów fabularnych, szczypty (no, raczej wiaderka) ciętego humoru  i bardzo dobrej konstrukcji opowieści - dostajemy w Idź i czekaj mrozów również świetnie opisaną całą gamę uczuć, z miłością na czele. I wreszcie - bardzo dobrze poprowadzone wątki poszczególnych postaci i słowiańską mitologię w tle. Czego chcieć więcej? Cóż - tylko kolejnej (kolejnych?) części. Czekam niecierpliwie!


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję wydawnictwu Genius Creations.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz